sobota, 7 czerwca 2014

Rozdzial 24.

Moja głowa jest pusta. 

Zdarzenie z Jaredem całkowicie zamąciło mi w głowie. Nigdy więcej nie będę go postrzegać w ten sam sposób, jako dziwnego barta Erin. On.. stał się dla mnie kimś innym.

 Leniwie zsunęłam nogi z łóżka i włożyłam stopy w wygodne, różowe kapcie.

Do pokoju weszła zadyszana Amber.

- Bree!

-Słucham moją piękną przyjaciółkę

-Wołają Cię!- Kto?

- Nasi piękni demoniczni przyjaciele, migiem!- Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć chwyciła w locie sweter wiszący na wieszaku i wychodząc rzuciła.- Jak coś jestem z Tylerem. Nie spodziewaj się mnie szybko. 

Zacisnęłam usta słysząc łomot zamykanych drzwi. Tyler. Jakoś go nie lubię, choć nie bardzo znam. 

Sięgnęłam po komórkę.

- Erin? Gdzie jesteście?

- Boisko, bądź jak najszybciej, zgarnij po drodze Marthę. I chwała, że Ci przekazała, już myślałam, że ta pochłonięta chłoptasiem dziewucha..

Rozłączyłam się w połowie rozmowy i rzuciłam z powrotem na łóżko. Wiem, że Erin będzie zła za tak wredne postąpienie, ale teraz nie miałam ochoty słuchać o Amber i jej sympatii.

Wbiłam się w stare, ale wygodne szare dresy i związałam rude pukle w kucyk. Nie muszę się przejmować wyglądem, na nikim mi nie zależy.

 Po założeniu trampek ruszyłam po Marthę. Żeby dojść do niej, musiałam wejść na inne piętro. Nie ma na co czekać. 

Stając pod drzwiami sypialni dziewcząt zauważyłam kątem oka ruch na korytarzu. Ktoś stał mamrocząc do siebie w kącie.

 - Halo?

Bez reakcji. Należy więc podejść do podejrzanego. 

To była dziewczyna. Pociągnęłam za ramię i moim oczom ukazała się Martha. Martha o niesamowicie czerwonych oczach. 

- Chelsea?

- Nie, to ja, Bree. Ćpałaś coś.

 - Nie,e

 - To nie było pytanie, to było stwierdzenie.  O Boże, dziewczyno.

 Wyciągnęłam ją z kąta i ciągnąc za sobą postawiłam przed lustrem w łazience damskiej. 

- Popatrz na swoje oczy. 

Dziewczyna zmrużyła oczy patrząc na swoje odbicie. Zaraz rozciągnęła usta w uśmiechu i serdecznie ucałowała lustro.Na szybie zostało odbicie szminki. Widząc to dziewczyna dostała ataku śmiechu. 

- No nie, tylko nie to. 

 Zagryzłam zęby próbując wymacać coś podejrzanego w jej kieszeni.

 - Hej, mała, takie rzeczy to po ciemku.- rzuciła i roześmiała się jeszcze głośniej. Wyciągnęłam telefon i paczuszkę. Pustą torebeczkę. Są tez i krople. Unieruchomiłam dziewczynę aplikując jej lekarstwo. 

Wciąż patrzyła na mnie półprzytomnie z uśmiechem. Oczy lekko wyjaśniały, więc wzięłam ją pod ramię i ruszyłam na boisko.

 Jared zauważył nas pierwszy. widząc, że Martha "niedomaga" zabrał ją ode mnie i odszedł z nią na chwilę. Wreszcie wolna od ciężaru dziewczyny zwróciłam się do Smartbrigde'a 

- Słucham? Wołał mnie pan. 

- Ależ owszem. Proszę z nami poćwiczyć. 

Ustawiłam się w rzędzie, gdy wróciło rodzeństwo. Bree i ja na początek, niech wszyscy patrzą.

Brwi automatycznie podjechały mi ku górze w geście podejrzenia. No ale nic, stawiłam się do walki z nauczycielem.

- Zaczynaj. - Rozkazał.

Dobra, ale jak.

Otumaniona zdjęłam trampka i rzuciłam nim z impetem w nauczyciela. But odbił się od powietrza tuż przed jego brzuchem. 

- Monet, co to mialo być? - zapytał zdziwiony. 

- Lepiej niech pan zacznie- krzyknęłam urażona. 

Nacisk położył mnie na kolana, czułam ciśnienie rozsadzające moją głową. Złapałam się przerażona za czaszkę. W ustach znalazła się woda. Tonę, tonę!

- Niech pan przestanie! - zadarł się ktoś z lewej. A może z prawej? Nie jestem pewna, czy nawet ktoś coś mówił. 

Cudem oderwałam dłonie od ciała i uniosłam ręce w geście poddania. Moje ciało poderwało się do góry, ucisk głowy zelżał, ale w ustach wciąż była woda. 

-No dalej! Broń się!- zagrzmiał Smartbridge.

Spojrzałam błagalnie na grupkę znajomych, którzy mogli mi pomóc. Żadne z nich tego nie zrobiło,. Patrzyli z przerażeniem na działania profesora. 

- STOP, WIĘCEJ NIE ZNIESIE!- krzyknęła Erin ze łzami w oczach. Moje gałki oczne już podchodziły ku górze, kiedy instruktor puścił mnie z morderczego uścisku. 

Spojrzał na mnie z dezaprobatą i rzucił lekko

- Nie spisałaś się, Monet. A TERAZ DO ROBOTY, JARED I ERIN, JA BIORĘ LUCASA, MARTHA DO BREE. 

Wyplułam zgromadzoną w organiźmie wodę błagając Marthę o jeszcze sekundę. 

Patrzyła na mnie oszołomiona. Kiedy wreszcie wstałam na drżących nogach, dziewczyna bez słowa podeszła do mnie i wyszeptała mi do ucha "Czeka Cię niebezpieczeństwo" Złapała mnie za rękę,a mi przed oczami stanął obraz krwi. Wszędzie widziałam czerwoną posokę i moje ciało. Rozerwane. Człowiek w czerni stał trzymając moją głowę za włosy. 

Odepchnęłam dziewczynę przestraszona. Jej oczy były całkowicie białe. Zamrugała kilkukrotnie i jej spojówki wróciły do normy, Uśmiechnęła się zachęcająco 

- To co, zaczynamy?

- Co to było?

- Ale co?

- To przed chwilą.

 - Czekałam aż się pozbierasz oczywiście. 

- Nie to. To twoje... nieważne. Wygrałaś.

 - Ale przecież my nie..

 - HALO, PROFESORZE, TU ZAKOŃCZONE, WYGRAŁA MARTHA.

 Instruktor spojrzał na mnie z niekrytą nienawiścią. 

- Lucas, idź tam.

 Chłopak stanął metr ode mnie i popatrzył na mnie z litością. 

- Wygrałaś? 

Uśmiechnęłam się uroczo. 

- Nie, ty, to twoje zajęcia, lepiej, żebyś ty wygrał.

 Zmrużył oczy i upadł na kolana. 

- POMOCY! KOŃCZ TĘ KATORGIĘ, KOBIETO!

Kolejny był Jared. Z nim umówiłam się na remis, co nie pocieszyło nauczyciela.

Walkę z Erin mi odpuszczono, ale odchodząc profesor warknął na mnie

- Następnym razem spodziewam się po tobie czegoś więcej, Bree. 

Następnym razem? Jasne, po co żyć 

środa, 9 kwietnia 2014

Rozdział 23.

Przeciągnęłam się dobitnie i ziewnęłam. Wszystkie mięśnie mnie bolały. Ktoś objął mnie w pasie od tyłu. Spałam z Erin? Amber? Pomiziałam zamroczona czule obejmującą mnie rękę i delikatnie obróciłam się, by zobaczyć, co za szczęściara spała z wierzgającą i  mówiącą przez sen wampirzycą jak ja. Mój nos delikatnie otarł się o inny nos. Ręka zacisnęła się mocniej w pasie przybliżając mnie do leżącego obok chłopaka.
- Witaj słoneczko. - Wymruczał mi Jared prosto w usta.
Jak poparzona zerwałam się, zabierając mu całą kołdrę i okrywając siebie. Na szczęście na wąskich biodrach chłopaka chybotały się spodenki surferskie. Ja miałam na sobie tylko bieliznę, więc nadrabiałam braki w ubraniu kołdrą.
- Co ty tu?! czy my...? O Boże, nie nie nie nie nie.
-Byłaś taka słodka zanim wstałaś. - roześmiał się radośnie.
-Zabije cię, zabiję czaisz- warknęłam pozostając w miejscu z ciaśniej owiniętą kołdrą.
-Czekam, zrzucaj już tę kołdrę i chodź. - rzucił chłopak i rozłożył się na łóżku.
Zamiast tego usiadłam na drugim łóżku i zasłoniłam twarz dłońmi.
-Płaczesz? Boże, proszę, Bree nie płacz. - zerwał się chłopak i próbował objąć mnie ramieniem.
- Odsuń się, bo wyrwę ci krtań. Jak mogłeś?! Jak to w ogóle?!- zaciągnęłam się i rozpłakałam.
- My nic nie zrobiliśmy, przyrzekam, na prawdę.
-Obudziłam się naga w twoim łóżku, jak ja mam to zrozumieć?- spojrzałam na niego zapłakana. Wyglądał na prawdę bezradnie, nawet wykręcał sobie palce.
- Wczoraj byłaś na imprezie, pamiętasz?
- Gdybym pamiętała, to bym nie siedziała półnaga, zapłakana w twoim pokoju.
Chłopak westchnął i sięgnął po swoją komórkę. Wybrał szybko jakiś numer i zadzwonił.
- Hało? Mogłabyś przyjść? Tak, to bardzo, bardzo ważna sprawa. Dziękuję.
- Do kogo dzwoniłeś? Kto ma przyjść?
- Zobaczysz, uspokój się, proszę.
- Może od razu sprowadź sobie kolegów, niech się ponabijają z głupiej Bree.
- Nie jesteś głupia. Nikt się nie będzie z ciebie śmiał. Nie płacz.
- Ja ci kurwa dam "nie płacz" szczylu jeden! - rzuciłam się na niego z kłami.
Chłopak złapał mnie mocno za nagie ramiona. Wyciągnęłam jedną dłoń, by mu dać w twarz, ale on zręcznie obrócił mnie, złapał blokując obie ręce i zakrywając mnie całkowicie kołdrą.
- Uspokój się, słoneczko. Spokój. Spokój. Spokój. Spokój.
Chwilę później moje kły się schowały a ze mnie odpłynął cały gniew. Powieki mimowolnie zaczęły mi opadać i traciłam czucie w całym ciele. Ostatkiem sił odwróciłam głowę, by zobaczyć niewyspanego, ale zadowolonego Jareda. Nastąpiła ciemność.
____________________
Twarz zapiekła mnie niesamowicie. Prawy policzek zaczerwieniał aż syknęłam z bólu.
- Trisch, idiotko! To miało być delikatne uderzenie!Usłyszałam ciche odburknięcie Trisch i otworzyłam oczy. Erin wisiała nad mną i dotykała delikatnie urażonego policzka. -Księżniczka wstała! - Czyli jednak żyje. Hura.- Nie daj się tak porywać emocjom, Trisch.- uśmiechnęłam się miło. - Witaj wśród żywych, słodka.- Jared podał dłoń siedzącej obok Marcie- czy teraz mnie wysłuchasz?Odwróciłam wzrok. -Nie jestem pewna, czy chcę znać prawdę - odparłam- Prawdą jest to, że mnie upiłeś i wykorzystałeś. Chłopak westchnął i podał mi jedną z dłoni swojej byłej dziewczyny. Erin machinalnie odsunęła się od niego. -Skoro nie chcesz posłuchać mnie, to wysłuchaj jej. A raczej pozwól pokazać. Chwyciłam pewnie dłoń dziewczyny i popatrzyłam na dwójkę z wielkim powątpieniem. - Dziewczyny, mogłybyście wyjść?Erin rzuciła mi krótkie spojrzenie spod rzęs. -Trisch, wychodzimy. Oni mają własne sprawy. Trisch na wyjściu pokazała mi język i wyszła bez żadnych sprzeciwów z moją współlokatorką za rękę. - Dobra, co mi chcecie pokazać? - By ujrzeć prawdę wpierw musisz pozbawić się widzenia fizycznego, a zdać się całkowicie na swoje zmysły. - Zamknij oczy. -polecił krótko chłopak. Wykonałam zadane polecenie i niemal od razu "zobaczyłam" oczyma wyobraźni wczorajszy wieczór. Głowa Claudii wychyliła się zza framugi drzwi łazienki. -Dziewczyno, wyglądasz obłędnie! Tylko łapy precz od mojego Lukasa- zaśmiała się. - Albo mojego, zależy jakich plotek słuchasz. -Mrugnęłam zalotnie do dziewczyny i rozsmarowałam krwiście czerwoną szminkę. Claudia uśmiechnęła się do mnie jeszcze raz równie promiennie, po czym rzuciła `` Zobaczę jak inne`` i uciekła. Spojrzałam w lustro i powiedziałam sama do siebie `` Ta impreza się uda, na pewno ``. Jeśli zamierzałam wskoczyć po niej Jaredowi do łóżka, to jak najbardziej udana impreza to była. Następna sceną było wejście na imprezę. Ta była całkowicie niepodobna do poprzedniej. Nie było ognia (czyżby ktoś zaczął się i nas martwić? ) za to pojawiły się stoliki dla gości. Wyglądało to całkiem porządnie. Aż mi się wstyd zrobiło, że nie mam jakiejś sukni do kostek, tylko letnią sukienkę. Kilka par kręciło się już na drewnianym parkiecie ustawionym na wprost przed djem. -Piękna noc, czyż nie? Stanął za mną Tajemniczy. Przy każdym wypowiadanym słowie ciepły oddech omiatał mój nagi kark. Obróciłam się do niego i natychmiast uniosłam głowę. Nawet na koturnach byłam mu ledwie do szyi. - Nie tak jak pan. Uśmiechnął się zadziornie. -Panno Bree, doprawdy osoba w pani wieku nie powinna podrywać takich staruszków jak ja. Minął mnie i odszedł kilka.kroków. Zawahałam się chwilę ale zaraz krzyknęłam za odchodzącym. - Czekaj! - odwrócił się do mnie i spojrzał zdziwiony- jak masz na imię? Jego wzrok przeniósł się ponad mnie, przyłożył palec do ust i odszedł szybko. -Twój drink, Bernadetto.- Patrick wcisnął mi w dłoń alkohol i z zaciekawieniem przyglądał się, jak wypijam go na raz. -Chodź tańczyć a potem po wódkę. Chcę się dziś upić. Chłopak zaskoczony rzucił mi krótkie spojrzenie i porwał do tańca, opuszczając swój drink.Potem jak w przyśpieszonym filmie piłam, tańczyłam i bawiłam się bardzo dobrze. Aż za bardzo. W pewnym momencie rozpędzone wizje stanęły. Całowałam jakiegoś gościa, a on się do mnie dobierał. Uniósł moją sukienkę i grzebał przy majtkach kiedy przyszedł Jared. Bez słowa dał tamtemu chłopakowi w twarz (a miał nienajgorszą, słowo), powalił go i z dezaprobatą spojrzał na mnie. Rozłożyłam szeroko ręce nieprzejęta swoim dotychczasowym partnerem. - Bierz mnie. Wiem, że tego chcesz. Podeszłam ujęłam jego ręce i postawiłam je sobie na piersiach. - Nie każ mi czekać. Co?! O nie, nie chcę już ciągu dalszego przygód pijanej, puszczalskiej Bree. Jared z wizji zdjął swoje dłonie z moich piersi i westchnął. - Nie chcesz mnie?!- Bree, jesteś pijana. Spojrzałam na niego spod byka i rzuciłam się na niego. Moje wargi mocno wbiły się w jego. Przywarłam ciasno swoim ciałem do jego i oparłam go o drzewo. Całowałam natarczywie błądząc dłońmi po jego torsie pod koszulką, podczas gdy on spokojnie na to reagował, wręcz odpychał mnie rękami położonymi na moich biodrach. Odsunęłam się na sekundę i dałam mu w twarz, po czym znowu się przyssałam. Moja jaźń miała właśnie wielkie oczy i zbierała szczękę z podłogi. Faktycznie, inaczej tę scenę sobie wyobrażałam. Ale skoro wiadomo, co działo się dalej nie jestem chyba zmuszona to oglądać? A jednak muszę. Kiedy moje dłonie natknęły się na pasek Jareda bez wahania zerwałam go. Spodnie chłopaka opadły lekko ukazując gumkę od bokserek. Oblizałam dolną wargę i z głodem w oczach przeciagnęłam kciukiem po linii majtek. Kiedy zaczęłam sama sobie ściągać sukienkę, Jared zablokował moje dłonie i czule wyszeptał mi do ucha " chodź, skończmy to w pokoju ". Uśmiechnęłam się szeroko i poszliśmy kontynuować zabawę. Koniec! Błagam, koniec. Rzuciłam go na łóżko i natychmiast pozbyłam się jego koszulki. On to samo zrobił z moją sukienką. Zdecydowanie nie chce tego oglądać, ale wciąż patrzę. Podczas gdy ja mocowałam się z jego rozporkiem, Jared założył na mnie swoją koszulkę i jednym szybkim ruchem unieruchomił moje ręce zawieszając się nade mną. - Teraz kochana idziemy spać. Jeśli będziesz grzeczna, to będę spał z tobą. Dobrze? Od razu przewróciłam się na bok udając, że śpię. Jared założył jeszcze spodenki i wrócił pod kołdrę. Otulił mnie ramieniem i pocałował mnie w policzek. Usnęliśmy wtuleni w siebie. Otworzyłam oczy całkowicie zdziwiona. Natychmiast usiadłam na łóżku. Chłopak podał Marcie jakąś torebeczkę i skinął głową. Ona z fascynacją popatrzyła na zawartość woreczka i wyszła. Jared uklękł obok mnie lekko dotykając mojego kolana. Odsunęłam się. - czy mógłbyś- zaczęłam łamiącym głosem.- Czy mógłbyś zapomnieć? Milczał. - Proszę. Wciąż milczenie. - Przynajmniej wyjdź. Nie mów nikomu. Błagam. - Nie powiem. I nie wyjdę. Położył się na drugim łóżku. Po chwili dopiero powiedziałam: - Dziękuję. To było bardzo miłe. - mhm - A teraz chcę spać. - Rozumiem. Wstał, dał mi całusa w czoło i wyszedł cicho pozostawiając w mojej głowie jedno pytanie: skąd do cholery biorą się ludzie tacy jak on?

niedziela, 15 grudnia 2013

Rozdział 22.


Tydzień później.
Leżałam na brzuchu wymachując bosymi stopami. Czytalam magazyn co chwilę przyglądając się stukającej zawzięcie w klawiaturę laptopa Erin.
Chciałabym pogłaskać teraz Nalę, ale skubana uciekla przez uchylone okno.
Patrząc na przyjaciółkę z nudów robiłam dziwne miny. Tym razem wywróciłam oczyma, a Erin usmiechnęła sie pod nosem.
- Na prawdę nie powinnaś unikać lekcji Smartbright'a.
- O, przestań.
Od tygodnia nie pokazuję się na jego "lekcjach specjalnych", a podczas normalnych zajęć wtapiam się jakto tylko możliwe w tłum. W sumie, to jestem w tym dobra.
- Znajdźcie sobie innego wampira do skopywania tylka. - mruknęłam przerzucajac stronę.
- Może i znajdziemy. - mruknęła.
-Milutka jesteś. Wychodzę.
- Łatwo się obrażasz. Za łatwo. - mzraszczyła się.
- Powiedz mi, co Cię łączy z twoimi "braćmi"?
Zamknęła komputer i popatrzyła na mnie spod łba.
- Tak jak normalne przyrodnie rodzeństwo.
-Wiadomo. Każda siostra ślini się na swojego brata.
- Ty nie wiesz nic o nas. - wysyczała zaczerwieniona
-A wiec chce się dowiedzieć. - zmrużyłam oczy.
- Informacja za informacje. Ty mi powiesz o tobie i Lucasie,a ja o mnie i nim. Nie ma nic za darmo, słońce.
- Stoi. Chcę się jeszcze dowiedzieć o Jaredzie.
- Coś za coś.
Westchnęłam, czym pozwoliłam na jej słowotok.
-Lucas podoba mi się od dawna.
- Dużo mi to mówi.
- Ale ma kogoś, mianowicie Claudię. Nie chcę się między nich wciskać, po za tym jestem dla niego jak młodsza siostrzyczka, więc nie chcę tego zniszczyć - wzruszyła ramionami.
- To najbardziej beznadziejna historia jaką słyszałam. Moja jest lepsza! Ja i Lucas spotkaliśmy się przypadkowo pod salą kinową. Jako, że jego wielmożna dziewczyna go wystawiła poszedł na film ze mną. Jedliśmy popcorn, robiliśmy głupkowate kawały-norma. Potem poszliśmy przed szkołę się przejść. Nie do Puszczy- tylko o tak. Położyliśmy się na trawie, wcale nie bylismy pijani, co ty, i opowiadalismy sobie o swoim życiu. Kilka osób wzkazało na nas palcami i szeptało "Są parą?". Śmieliśmy się, ogólnie było wesoło. A potem się zaczęlismy regularnie widywać i udawać, że jesteśmy ze sobą.
- I tak ci nie wierzę. Ot tak nagle zostaliście wielkimi przyjaciółmi?
- A od tak nagle mielibyśmy być ze sobą? Alkohol zbliża ludzi, kochanie. - mrugnęłam zalotnie jednym okiem, a Erin prychnęła.
- Jesteś niemożliwa. Co na to  Claudia?
- A może najpierw Jared?- uśmiechnęłam się wrednie, patrząc jak dziewczyna nabiera powietrza.
- WYPARŁA SIĘ GO RODZINA. WSTYD MI ZA NIEGO. NIENAWIDZĘ GO. NIE UTRZYMUJEMY KONTAKTÓW. KONIEC.
- Szybko.
- Mów o Claudii, pókim cierpliwa.
- Claudia nie ma nic przeciwko, przynajmniej otwarcie. Wkręca z nami.
-Miło z jej strony. - parskneła zakańczając rozmowę.
Bez słowa wstałam i wyszłam na korytarz. Tam wpadłam na Patricka.
- Hej Bree. Jak życie?
- Witaj, Patricku. Czy uczesałeś się dzisiejszego dnia?
Przez chwilę żartowaliśmy o plusach posiadania kręconych i do tego rudych włosów, aż nagle usłyszeć można było wszedzie komunikat "Dnia 12 listopada zaginęła uczennica Bretany Stuphett zamieszkująca Hotel. Dziś informujemy, że po 4 dnia intensywnego szukania znaleziono jej ciało przy Wodospadzie Blachmore. Kto ktolwiek wie, co się wydarzyło proszony jest o kontakt z panią dyrektor".
- Co to właśnie było? - zapytałam zaskoczona.
- Komunikat
- Ze ścian? Tak o?
- W ścianach mamy wysuszone zielsko, giną wampiry z Akademii, a ciebie dziwi, że ie puszczają nam komunikatów przez głośniki?
- Dobra, okej, masz mnie - zaśmiałam się.
Chwilę jeszcze żartowalismy, po czym podszedł do nas Lucas i sztucznie tubalnym głosem zagadnął.
- Podrywasz mi dziewczynę!?
Zarzuciłam Lucasowi ręce na szyję i czule powiedziałam: To tylko rozmowa skarbie.
- Okeeej. To ja już może pójdę...
- Miło się rozmawiało, możemy to kiedyś powtórzyć?
- Spontanicznie. I bez niego - mruknął pod nosem Patrick, po czym odszedł.
- Co robimy teraz..- rozejrzał się po korytarzu, a że stała tam jakaś kobieta dodał pieszczotliwie - koteczku?
- Dzisiaj nie mam na to ochoty, kochanie.
- Zasmucasz mnie, najmilsza. - wygiął usta w podkówkę.
Ujęłam do za rękę i czule pogłaskałam knykcie.
- Jeśli dziś nie, to poczekam do jutra. Na ciebie warto zawsze czekać.
Dziewczyna zniknęła z pola widoku.
- Niezla gra, "słoneczko" hahahahhahahaha.
- Ty też się spisałaś.
Przybiliśmy żółwika i spędziliśmy ze sobą beztroski, miły dzień. Jeden z ostatnich.

sobota, 27 lipca 2013

Rozdział 21.


Nauczyciel skinął na Jareda, a ten tylko odwrócił wzrok.
- Na każdą prywatną lekcję dla demonów zapraszany jest przynajmniej jeden wampir. Coż, ktoś musi pomóc im stawić czoła innym... stworom.
-Przyjrzałam się nauczycielowi. Jakoś nigdy specjalnie nie interesowało mnie jakiego jest gatunku. Wystarczało mi tylko to, że Chelsea się za nim uganiała, Bóg wie dlaczego.
Oczywiście, jak prawie wszyscy tutaj nauczyciel był przystojny. Na swój własny sposób, oczywiście. Miał ostre rysy, lekki zarost i bardzo jasno niebieskie oczy. Był opalony i miał słuszną postawę. Nie był ani wysoki, ani niski.
Mi się nie podobał, ani trochę, ale najwyraźniej Chelsea widziała w nim więcej niż ja.
- Umh. Oczywiście, że pomogę. - mruknęłam i spojrzałam z powątpieniem na moje buty. Cóż, mogłam nie ubierać botków na koturnie. Gdybym tylko wiedziała co się świeci...
Jedynym rozwiązaniem było zdjęcie ich i pomaganie na boso. A na czym w ogóle będzie polegała moja pomoc?
-To świetnie! Twoim zadaniem będzie atakowanie któregoś z obecnych tutaj.
Popatrzyłam ze strachem na wszystkich. Z kim będę musiała walczyć? Może z Lucasem, który patrzył teraz ze skupieniem na igły i szyszki porozrzucane po boisku? Może z Erin, która podziwiała swojego towarzysza z ukrycia? ?Albo z Marthą?
Ostatnio wydawało mi się bardzo nie prawdopodobne, bo co ona, biedaczka mogła zrobić z moimi wspomnieniami? Była prawie, że bezbronna.
No i był jeszcze Jared, ale o nim wolałam nie myśleć.
Nagle szyszki uniosły się w górę, nad siatkę osłaniającą boisko i "uciekły" w stronę Puszczy.
wszyscy równocześnie spojrzeli na uśmiechniętego Lucasa.
- A igły, chłoptasiu? Same się nie sprzątną. - zawołał Jared zza mnie.
- Może je zahipnotyzujesz, co ? - warknął w odpowiedzi zwykle sympatyczny chłopak.
Erin bez słowa machnęła dłonią, a igły podążyły droga szyszek.
No cóż, czas na trening na boso.
Zdejmując botki o mało się nie wywróciłam, ale Jared w ostatnim momencie złapał mnie w talii.
Odzyskując równowagę odepchnęłam go szybko od siebie. Niezrażony stanął obok, by mnie wciąż pilnować. Ugh.
Wreszcie przyszedł czas przydzielania par. Zdziwiła mnie to, że nie ćwiczą w jakiś dresach, tylko w normalnych, luźnych ubraniach.
- Dobrze... W takim razie ustawcie się na przeciwko siebie, parami. I tak : Lucas z Erin, Bree z Jared'em i ja z Marthą - Oho. -potem się zmieniamy. Wszyscy maja walczyć ze wszystkimi. Tylko proszę bez większych uszkodzeń ciała.
Na przeciwko mnie stanął przystojny demon. Ciemne włosy zalśniły niebezpiecznie w słońcu, a z oczu błyskała drapieżność.
- Uwaga, na trzy dwa jeden.
Nikt mnie nie poinformował co dokładnie robić, wiec kiedy zabrzmiało "start!" Smartbridge'a rzuciłam się w stronę Jareda. Krok przed nim odbiłam się i skoczyłam. Chwilę później z cichym trzaskiem uderzyłam o boisko, a demon jak gdyby nigdy nic nachylił się nade mną i cmoknął w nos.
To rozwścieczyło mnie do białego. Wstałam szybko i rzuciłam się na niego, tym razem z odsłoniętymi kłami.
- Stać!
Mocny powiew powietrza odrzucił mnie do tyłu. Spojrzałam zdziwiona na lezącego nauczyciela. Najwyraźniej nie dał sobie rady z Marthą (no ale jak?) i uratował Jared'a ode mnie.
- Pan jest demonem. - wyrzuciłam.
- No ale owszem. Moją specjalizacją są żywioły.- powiedział wstając i otrzepując się z pyłu pozostałego po walce. - Zmiana. - zarządził.
Następnie zmierzyłam się z Lucasem, a potem Erin. Obydwoje stosowali taka samą technikę. Gdy już byłam wystarczająco blisko, by ich zaatakować odsyłali mnie siłą woli kilka metrów dalej.
W starciu z Marthą, jak się okazało nie miałam szans. Gdy na nią natarłam dotykiem sprawiła, że wróciły moje najgorsze wspomnienia. Również te z pożaru magazynu. Zwinęłam się w kłębek czujac dym w moich płucach i w amoku zwyzywałam ją od najgorszych. A więc taka broń posiadała. Sprytnie.
Kiedy już się otrząsnęłam stanęłam na przeciwko Smartbright'a. Biegnąc na niego poczułam silny opór powietrza. Kurwa, jeszcze rozumiem wysportowanych młodych, ale ten stary piernik nie wygra. Skupiłam się i w jakiś sposób opór powietrza zwrócił się przeciwko nauczycielowi. Upadł i stęknął głośno.
Stałam samotnie na środku boiska. Wszyscy patrzyli na mnie dziwnie. Jared podszedł od tyłu i położył dłonie na moich biodrach. Warknęłam, a on jak poparzony zabrał je i dmuchał na różowe ranki na rękach. Może serio jest poparzony?
Smartbright patrzył na mnie najintensywniej. Zastanawiał się nad czymś. Nie podnosząc się zarządził :
- Następne ćwiczenia w poniedziałek. Bree, upraszam, byś przyszła.
Kiwnęłam głową zgadzając się.
Tak na prawdę nie mam zamiaru już się tutaj pokazać. Nigdy więcej.

sobota, 6 lipca 2013

Rozdział 20.


- Ostatnim zjawiskiem jest "przechwytywanie" wspomnień, zachowań czy snów prez demony. Osoby takie są często zamyślone i - zawahałam się - dziwne. W przypadku połączenia tego z wampiryzmem wychodzi dość subtelne powiązanie wspomnień i snów, w których właśnie pokazywana może być przyszłość. Ymhym, koniec.
Profesor zaklaskał cicho.
- Świetnie, zaliczyłaś, a teraz siadaj.
W podskokach poleciałam do Amber i osiadłam koło niej.
- I jak było?- wyszeptałam podniecona.
- Nie gorzej niż wczoraj. - mruknęła obrażona.
Zarumieniłam się. Mimo, że Amber wciąż była obrażona, to pomogła mi wczoraj w nocy.
Otóż po mojej drzemce w samochodzie, Tajemniczy Gość położył mnie na ławce przed Szkołą i z mojego telefonu wysłał do pierwszej osobie na liście SMS'a " jestem przy wejściu. Pomocy. Szybko " . Pech chciał, że takową osobą była akurat obrażona na mnie za nieumyślne spowodowanie przebicia sosną ręki Amber. Mimo wszystko zaniosła mnie na górę, gdzie oddała mnie w opiekuńcze ręce Erin, przez co dzisiaj miałam tylko lekkiego kaca. Oczywiście Chelsea i spółka już wiedziały o moim przewinięciu, podobnie jak Trish i Martha. Huh, co ja mówię? Wszyscy już wiedzieli, ale nikt nie poznał mojej prawdziwej historii. Nikt nie wiedział co się wtedy wydarzyło, ponieważ nikomu nie powiedziałam. Wykręcałam się cały czas, że nic nie pamiętam, byłam pijana i takie tam.
Przez resztę lekcji siedziałam cicho nie podnosząc wzroku znad notatek. Po zajęciach pożegnałam się z Erin i Amber ( jedna do Trish, druga do Chelsea, ehh ) i pognałam do pokoju. Chciałam wziąć porządny, długi prysznic.
Ku mojemu zdziwieniu bez większych przeszkód wzięłam wymarzony prysznic. Cóż, problemy zaczęły się po nim. Otóż, ja, mądra, inteligentna pani Wszechwiedząca zamiast jakiejś wygodnej koszulki wzięłam szalik.
Tak, własnie. Przeklinając sama siebie pod nosem wyszłam szybkim krokiem w samej bieliźnie z łazienki. Przeszukując szafę ktoś cicho zapukał do pokoju i bez zgody wkroczył dziarskim krokiem do środka.
Zaczęłam piszczeć jak dziecko z psychiatryka. Chłopak zażenowany a zarazem zadowolony stanął jak wryty i patrzył się bez wstydu na mnie.
- Wyjdź - fuknęłam ostro.
- Ale ja przyszedłem...
- Wyjdź!!! - przez otwarte okno wpadł zimny powiew przesuwając chłopaka do tyłu i zamykając za nim drzwi. Oddychałam szybko i płytko.
Coś jest ze mną nie tak, pomyślałam gorączkowo wyciągając szafy sweter i spodnie. Albo los odwdzięcza mi się za te wpadki i uszczęśliwa dziwnymi zbiegami okoliczności, albo...
Nie nie ma albo. To wszystko to kpiny.
- Halooo? Można? - Chłopak zapukał jeszcze raz.
Otworzyłam ze złością drzwi i spojrzałam na niego gniewnie.
-Jestem Jared, brat Erin.- szare oczy zalśniły szczerością.
- Czekaj, czy ty przypadkiem nie jesteś byłym chłopakiem Trish? - niejasny obraz zawitał w mojej głowie, zaczerwieniłam się przypominając sobie moje myśli o nim .
- A no tak, tak. - podrapał się po głowie. Jest lekko zażenowany. - Przyszedłem po Erin, mamy lekcje z bycia odmieńcami za chwilę.
Hm, są nawet do siebie podobni. Może i nawet są prawdziwym rodzeństwem.
Skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej i oparłam się o framugę drzwi. Spojrzenie już mi złagodniało.
- Odmieńcami? - zapytałam lekko.
-Demonami, no wiesz. - zamachał ręką i wyczekująco patrzył na drugą stronę drzwi, tak jakby sam chciał się o nią oprzeć.
- Jej nie ma. - skierował swoje oczy na mnie i patrzył się przez dłuższą chwilę bez żadnej odpowiedzi. - co? Mam coś na twarzy?
- Nie, po prostu jesteś ładna. - uśmiechnął się zalotnie. - Nawet bardzo. Chcesz ze mną pójść na te iście demoniczne zajęcia? - podsunął mi ramię.
Rzuciłam mu krótkie, potępiające spojrzenie.
- Nawet nie wiesz, jak mam na imię. Zawsze zapraszasz nieznajome na lekcje demonizmu?
- Tylko te, które są słodkie, kiedy się złoszczą. - wciąż trzymał gotowe ramie.
Wsunęłam w nie rękę wywracając oczami.
- Jestem Bree i nie do końca nie wiem, co się własnie stało.
- Cóż, ja jestem Jared i uważam, że nie powinnaś wstydzić się swojego ciała. Ale to tylko moja osobista opinia.
Spojrzałam przelotnie na chłopaka i zaczęłam kojarzyć fakty.
- W sumie to cię znam. Z widzenia osobiście.Pomogłeś mi z Trish.Mieszkasz tutaj, nie w hotelu, o jesteś demonem. Jesteś bratem Erin i... - zacięłam się.- I już mnie widziałeś. W pierwszą noc, kiedy przyszedłeś pomóc Amber. Zaraz, możesz hipnotyzować ludzi i wampiry, tak? - oderwałam się od chłopaka i stanęłam tuż przed nim. - Powiedziałeś wtedy, że jestem ładna. Dotknąłeś mnie.- pokraśniał i podrapał się w głowę  - Skąd mam wiedzieć, że teraz nie jestem zahipnotyzowana?
- Uhg, trochę zaufania, dziewczyno...
- Zaufania? Ja nawet sobie już nie wierzę, a co dopiero tobie, nowo poznany chłopcze.
- Dobra, przyrzekam, nie zahipnotyzowałam cię. I przecież wiesz, co myślę o twojej urodzie. Jesteś strasznie wybuchowa.
Spiorunowałam go spojrzeniem. Jak on śmie mi prawić komplementy.
- Wciąż ci nie ufam. - mruknęłam.
- Nie dziwię się. Mogę cię tylko zapewnić, księżniczko, ż miałby malutki problem z zahipnotyzowaniem cię. Ale pewnie dałbym radę.
Nastała chwila ciszy.
- To co, dalej chcesz iść ze mną, czy boisz się, że po drodze cię zgwałcę, huh?
Zacisnęłam pieści i przycisnęłam je do ud. Mam ochotę zobaczyć jak wygląda ta lekcja. Ruszyłam szybkim krokiem w stronę wyjścia ze szkoły.
- Jesteś urocza, kiedy się denerwujesz.- zacisnęłam mocniej dłonie.
- Nie praw mi już komplementów, proszę . - burknęłam
Nie widząc gdzie pójść dalej spojrzałam zła na demona. On tylko uśmiechnął się promiennie i ruchem głowy wskazał boisko nie opodal.
- Zapraszam na nasz trening. Minął mnie na ścieżce, otworzył drzwi do kortu tenisowego i przepuścił w przejściu. Potem tylko wyczuwałam jego wzrok na moich pośladkach.
Na miejscu czekali już na nas Erin, Lucas, Martha i..  Smartbright?
Co on tu robi?
- witaj, Bree- powiedział nauczyciel. - Czekaliśmy na ciebie.

środa, 26 czerwca 2013

Rozdział 19 cz.II


*****
Szliśmy przez las aż pod wielki hotel.
- A to jest właśnie ten sławny motelowampirowy hotel. Tu mieszkają ci  którzy nie mieszkają w akademii.- powiedział uśmiechnięty, ale trochę zmęczony chłopak.
- Też chciałabym tu mieszkać - jęknęłam.
Uśmiechnął się do mnie i przeprowadził na parking wielkości pola golfowego. Stało tam mnóstwo samochodów.
Wsiadł do srebrnego mercedesa i popatrzył na mnie wyczekująco.
- Wsiadasz czy wolisz przebiec te kilometry?
Wywróciłam oczami i usiadłam na miejscu pasażera.Kluczyki były w stacyjce, więc chłopak przekręcił je, odpalił auto i wyjechaliśmy w drogę.
-Czyj właściwie to samochód? - zapytałam po chwili.
- Szkolny,jak te wszystkie. Każdy może ich używać, by jechać do miasta czy gdziekolwiek się chce.
- I nikt ich nie ukradnie? - zmarszczyłam brwi.
-Kara śmierci. - spochmurniał.
Do tej pory Tajemniczy Nieznajomy był weselszy niż podczas pierwszego spotkania, ale teraz jechaliśmy w zupełnym milczeniu.
Mijaliśmy lasy, pola, aż w reszcie zaczęły mnie nudzić widoki. Na szczęście to on przerwał ciszę.
- To.. Jesteś dość młoda, co?
- Mam 17 lat. A ty?
- Ale, że 17 gdy cię zmienili czy ogólnie? - zignorował moje pytanie.
- Ogólnie.
Zapadła cisza.
- Mam 256 lat, a tak ogólnie to 20. - odezwał się po chwili.
- Nie wiem, czy powinnam spotykać się z takim staruszkiem. - palnęłam
Oboje uśmiechnęliśmy się w tym samym momencie. Zjechaliśmy na parking, byliśmy już w mieście.
Stanęliśmy przed szpitalem.
- Tu się spotkamy za półtora godziny, czyli o 22. Dobrze?
- Jasne. - odpowiedziałam machinalnie.
Patrzyłam jak się oddala i skręca w pobliską uliczkę. Nie chciał, żebym szła za nim, nawet się do mnie nie odwrócił. Okej, zostałam sama w nieznanym mi mieście.
Nie panikuj.
Rozglądałam się przez chwila, aż wreszcie znalazłam to czego szukałam. Mała, urocza kawiarenka na skrzyżowaniu kusiła ludzi niskimi cenami kawy. Cóż, mnie to chwyciło. Podeszłam i usiadłam na jasnoniebieskim krzesełku, które było najwyraźniej w komplecie z takiego samego koloru stolikiem. Zamówiłam szybką mochę i czekając na zamówienie rozglądałam się. Szukałam ofiary.
Mój wzrok zatrzymał się na młodym chłopaku, który wyszedł właśnie z monopolowego. Trzymał w ręce butelkę taniego wina. Miał zmierzwione blond włosy i szerokie barki. Poprawił czerwoną bejsbolówkę i podciągnął opadające ciemne dżinsy. 
Kelnerka przyniosła mi moją kawę, którą piłam podążając wzrokiem za chłopakiem. Przeszedł na moją stronę ulicy i nieśmiało uśmiechnął się do mnie. W odpowiedzi rzuciłam mu długie, zalotne spojrzenie. Wyglądał  jakby chciał tu podejść i zagadać, jednak na znak, że ma tego nie robić spuściłam oczy na kawę i spojrzałam w innym kierunku. Chłopak odszedł. Dopiłam szybko Mochę, zostawiłam banknot przy pustej filiżance i odchodząc skinęłam na kelnerkę. Już szła po napiwek i zapłatę.
Ależ ci ludzi są zachłanni!
Wywróciłam oczyma i kierowałam się za chłopakiem. W końcu dogoniłam go i otarłam " przypadkiem " o jego ramię.
- Hej. - zwrócił się do mnie z uśmiechem  Czuć było od niego alkohol  ale jeszcze nie był na prawdę pijany. Jego bursztynowe oczy były wciąż trzeźwe.
- Hej. - odpowiedziałam z charyzmą.
- Nigdy Cię tu nie widziałem. Jesteś przejazdem?
- Tak jakby. 
Wciąż uśmiechaliśmy się miło do siebie i szliśmy ramie w ramię . 
- Wiesz.. Idę teraz na imprezę i.. ten... - chłopak podrapał sie po głowie, a ja jeszcze szerzej sie uśmiechnęłam. Szach. - Pójdziesz ze mną?
- Z przyjemnością! Victoria. - podałam mu dłoń.
- Mike. - ujął ją i pocałował. Najwyraźniej alkohol już mu się zbyt udzielił do krwi. Zaczerwieniłam się sztucznie.
- To.. ile masz lat?
- Kobiet nie pyta się o wiek. - zaśmiał się krótko. - Wystarczająco dla ciebie . - mrugnęłam jednym okiem i ujęłam go za ramię.
- Podoba mi się to. - mruknął.
Zbliżaliśmy się do głośnej muzyki. Miałam ochotę zakryć uszy dłońmi  jednak to by nie było zbyt normalne. Jak ja mogłam tak wytrzymać na codzień?
Powiedzmy, że jak wampir tak nagle pozbywa się całego wpływu dymnicy, wpływa to na niego jak porażenie prądem. Brr.
Wreszcie weszliśmy do cisnego pomieszczenia. Było tam mnóstwo ludzi, nikt nie zwrócił uwagi nawet na nas. Weszliśmy do salonu. Tam muzyka była nie do wytrzymania. Mike zaniósł gospodarzowi wino. Chłopak podał mi jakiś drink. Wypiłam go jednym haustem, potem kolejny i jeszcze jeden. Wreszcie poczułam, ze alkochol na mnie wpływa. Pociągnęłam Mike'a za bluzę i wyszeptałam do ucha :
- Chodźmy na górę.
Chłopak dosłownie upuścił trzymaną szklanke i nieprzytomnie podążał za mną na górę. Weszliśmy do pierwszej wolnej sypialni. Stało tam na środku wielkie, małżeńskie łoże, obok niego szafa a na przeciwko toaletka. Rzuciłam chłopaka na łóżko, przekręciłam klucz i spojrzałam na niego. On również ptrzył na mnie i oblizywał wargi.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Zaraz ja będę się oblizywać.
Uklękłam nad nim i z rozmachem zdjęłam mu bluzę, po czym  swoją koszulę. Teraz ja klęczałam w bokserce, a on w t-shircie Szybko i jego się pozbyłam. U, a więc Mike był sportowcem. Może jednak zostanę na noc...?
Szybko zdjęłam bokserkę. Popatrzył na mnie usatysfakcjonowany. Tego oczekiwał cały czas. 
Położyłam się na nim i podsuwając aż pod głowę usadowiłam się wygodnie. Obcałowywałam jego szczękę łagodnie przechodząc do szyi.
- Cichutko, proszę . - wyszeptałam podniecona do ucha i wgryzłam się mu w szyje.
Całe jego ciało spięło się na chwilę, po czym rozluźniło. Leżałam na nim spokojnie, z radością pijać krew.
Mat.
Od tak dawna nie miałam kontaktu ze świeżą  krwią. Już prawie zapomniałam jak wysokie doznania towarzyszyły takiej konsumpcji  Czerwień delikatnie rozlewała się po moim podniebieniu  Cała jama usta krzyczała z radości. To było miejsce, w którym mogłabym się zagnieździć i zamieszkać. Ale nie mogłam. Chłopak musiał żyć.
Ociągnęłm się z niechęcią od jego szyi. Chłopak jęknął cicho i podpatrzył na mnie ze zdziwieniem. Chwtciłam go mocno za szczęka tak, że usta ułożyły się w dzióbek  i pocałowałam  Jego wargi były suche, acz delikatne. Powoli odwzajemnił pocałunek, ale jako , że w ustach miałam jeszcze jego krew szybko odsunąl się przerażony.
- Posmakuj jej. - odezwałam się kusząco.
Pocałowałam go jeszcze raz, tym razem bardziej gwałtownie. I tym razem się nie odsunął. W końcu zeszłam z chłopaka. Położyłam jego dłoń na dwóch małych dziurkach, które sama mu zrobiłam. Ubrałam się i rzuciłam spojrzeniem na toaletkę. Zauważyłam tam coś ciekawego.
Jeszcze raz pochyliłam się nad Mike'iem. Zdjęłam jego dłoń, wysunęłam kły i przejechałam mu nimi między dziureczkami. W rany natychmiast wytoczyła się krew, a chłopak sam się za nią złapał z niemym krzykiem. Jak tętnica, to tętnica.
Do drugiej ręki włożyłam mu nóż do listów. Małe, zabójcze cudo.
W geście pożegnania pochyliłam się nad nim i odgarnęłam mu włosy z bladego czoła. Popatrzyłam się czule w jego oczy. Alkohol z jego krwi zaczynał mi się udzielać/
- Mike, posłuchaj mnie. Poszliśmy tu razem, ale ja przestraszyłam się, kiedy wziąłeś ten nóż. Powiedziałeś mi, że zawsze lubiłeś fantasy i chciałeś by jakaś dziewczyna piła twoją krew. Kiedy się naciąłeś na szyi ja spanikowałam i uciekłam. - pocałowałam go w czoło i zachichotałam  Wzrok wciąż miał półprzytomny.- A teraz odzyskasz głos. 3...2...1 !
Chłopak zaczerpnął gwałtownie powietrza, a ja jak poparzona wybiegłam z sypialni krzycząc" jesteś popieprzony !!! ". Całująca się przy drzwiach para spojrzała na mnie dziwnie,a ja szybko uciekłam z tego domu, w którym o mało nie pękły mi bębenki.
Uradowana wybiegłam na ciemną ulicę i w pijackiej radości szłam samotnie przez całe miasteczko aż do szpitala. Chichotałam i miałam napady czkawki cały czas. Pod kawiarenką zerknęłam na zegarek na wyświetlaczu telefonu. Mina od razu mi zrzedła. Była 22:12. 
O kurwa.
Zachichotałam głośno i o mało się nie przewróciłam  To wszystko było takie śmieszne. Powoli, niczym skradająca się pantera podjechał do mnie srebrny mercedes. Właściciel spuścił szybę, a ja jak rasowa dziwka pochyliłam się do niego i zachichotałam głośno.
- Uważaj, skarbie. Tu jest drogo.- zaczkałam i uśmiechnęłam się pijacko.
- Po prostu wsiadaj.
Rzuciłam okiem na torebki krwi leżące z tyłu. 
- A nie jest pan przypadkiem seryjnym mordercą?- Chłopak popatrzył na mnie ostro. - Już wsiadam, mamo. Spokojnie.
Wsiadłam ociągając się. Po wyjechaniu z miasta zarzuciłam nogi na deskę rozdzielczą i spojrzałam na przystojnego towarzysza.
Światło padające zza kierownicy podkreślało jego już ostre rysy. Ciemne oczy uparcie wpatrywały się w drogę, mimo, że rozwiane ciemne włosy lekko im to uniemożliwiały  Prosty nos wydychał ciężko powietrze wprost na różowe usta, które z tym słabym świetle były brązowe.
Złapałam go tak jak wcześniej Mike'a, a jego mięśnie na policzkach się momentalnie napięły.
- Hihihihihih , wiesz co? Podobasz mi się, wiesz? I to od pierwszego momentu, kiedy cie tylko ujrzałam chciałam cię pocałować. - zachichotałam. - |Dalej chcę, ale nie chcę ci się narzucać. I być jak te " inne ".
Przeniosłam palce na jego usta i zaczęłam nimi poruszać pionowo, tak , że mlaskały.
- I teraz też chcę. Ale tego nie zrobię . - uśmiechnęłam się gorzko.
Puściłam go i rozłożyłam się na fotelu. Czekała nas długa droga.
Chłopak patrzył na mnie zaszokowany.
- O przestań, jakbyś się nie domyślał. - mruknęłam usypiając. W całym aucie czułam teraz alkohol .- I przepraszam za tę mamę. Jesteś kimś...
I właśnie w takim momencie usnęłam upita jak kamień na fotelu w samochodzie, koło przystojnego chłopaka.

________________________________________________


Wykorzystując jednak państwa okazję ukrócę Waszą wyobraźnię i pokażę jak prawdopodobnie wyglądałaby Bree :
http://media.tumblr.com/tumblr_m68kxhKlZs1qzktbko2_500.gif
http://media.tumblr.com/tumblr_m375zxnICH1ql2ny4o2_500.gif

sobota, 22 czerwca 2013

Rozdzial 19 cz.I


Codziennie byłam gotowa na ponowne spotkanie jego. Dzień w dzień biegłam na polankę z nadzieją zobaczenie Tajemniczego Nieznajomego. Przez pierwsze dwa dni nie było w ogóle nikogo, a trzeciego dnia znalazłam tam karteczkę z napisem " Bądź o 19, jeśli chcesz pojechał do miasta "
Za jej widok mocno zacisnęłam wargi. Jeśli tylko się wyrobię, to przyjdę.
Rzecz w tym,że chciałam i musiałam przyjść. Nie znałam Go, nie mogłam odwołać spotkania. A przecież miałam tyle do zrobienia...
***
Poszłam wreszcie  na zajęcia w środę. We wtorek oczywiście, też byłam, ale nie mieliśmy wtedy tak oczekiwanej Wiedzy O Wampiryzmie  Ponoć w zeszłym roku zdążyli przerobić cały materiał, a w tym roku ma być coś... ciekawszego. Co może był bardziej interesujące niż własna rasa ?
Zniecierpliwiona osiadłam w trzecim rzędzie i czekałam na (podobno) interesujące wykłady.
- Demony. - wparował szybkim krokiem nauczyciel do klasy.
Spojrzenia wszystkich, nawet te najbardziej zniechęcone podążały za nim.
-Co o nich wiemy? Mmmmm... Trish ?
Dziewczyna podniosła wzrok znad liściku do Amber i zgromiła profesora wzrokiem.
- Są potężne.- wyszydziła. - Profesorku- dodała pod nosem, co oczywiście usłyszało pół sali.
Kilka osób zachichotało, a ja jeszcze bardziej wbiłam się w siedzenie.
- Dobra uwaga, proszę panny. - wskazał ją długopisem, a ta nie podnosząc nawet głowy zignorowała wszystkich patrzących się na jej jestestwo. - Są wręcz cholernie potężne. A co mogę robić ?
Ręka Chelsea wystrzeliła w górę. Profesor wywrócił oczyma. Już wiem, za co Erin go tak lubiła.
- Przywoływanie,władza nad myślami, kontrola wspomnień oraz zachowania i władza podstawowymi źródłami naturalnymi. - wyliczała blondynka na palcach po czym uśmiechnęła się promiennie.
Nauczyciel spojrzał dwuznacznie w kąt sali.
-świetnie - wybełkotał, jakby wymuszenie - A kogo my tu mamy w szkole? Czwarty rząd, trzecie miejsce od prawej.
Chłopak nade mną zamyślił się,a dziewczyna za nim desperacko szeptała mu rozwiązanie.
- Yyy.. przywoływacza? - Erin zacisnęła szczękę. To źle się skończy.- Wspomnienio kontroler?- Martha spojrzała na niego zamyślona.- Myślo i zachowanio...
- Stój drogi chłopcze. Twój język musi się również wyćwiczyć w angielskim, a nie tylko w ... Dobrze wiesz czym.
Chłopak stał się cały czerwony, tak jak dziewczyna za nim, a całe towarzystwo śmiało się głośno.
- Więc kogo nam brakuje? Ty  ruda.
Włosy mi stanęły. Nienawidziłam kiedy ktoś zwracał się do mnie na per" ruda". Rozejrzałam się po sali. To mogłam być albo ja, albo Patrick. Wątpię, żeby to był on.
- Yhm, demona władającego naturą?
- Dziesiątka.- mruknął głośno.- Erin, czy mogę cię prosić?
Dziewczyna powoli podniosła się z miejsca i ruszyła do biurka. Z obojętnym wzrokiem uniosła rękę, za którą podążyły agrafki, które momentalnie zawisły w powietrzu. Z jej oczu wywnioskowałam, że ma ochotę je posłać do chłopaka z czwartego rzędu. Chelsea prychnęła i wyszeptała coś Shaune.
Kółko anty-fanów Erin, pomyślałam.
- Świetnie, usiądź proszę. Na następnej lekcji zaprosimy więcej dużo-mogących, no chyba, że ktoś chc stracić jakieś wspomnienie? Ktokolwiek? - Na sali u niosła się jedna ręka. Martha. - śmieszne, kochana, cha - cha. - profesor skrzywił się. - Muszę wam dodać, że  kontrolerzy wspomnień mają również wgląd do snów.Tera omówimy przypadek, o ktorym prawdopodobnie wiecie tylko z opowieści...
Albo profesor kłamie, albo... nie. On musi kłamać, bo jak inaczej wytłumaczyć mój wgląd w wspomnienia Erin? Kłamca.
Amber szturchnęła mnie w ramię.
- Słuchaj. - bąknęła.- Smartbright mówi ciekawie.
- Dziewczynki, przeszkadzam wam ? 
Nienawidziłam tego tekstu. Zawsze tak mówili w ludzkich szkołach. ZAWSZE.
- Nie, nie przeszkadza im pan. Proszę kontynuować.- wtrąciła się Erin.
Profesor zgromił ją wzrokiem, a ona odpowiedziała mu tym samym. Bez słów odwrócił się do wszystkich tyłek, a ja uśmiechem podziękowałam mojej wybawiciele.
- A więc pół demon, pół wampir... - kontynuował zrażony
- Jak to? - oburzyła się Chelsea.- Demony nie mogą być wampirami, a wampiry są bezpłodne przecież.
- Dobre pytanie.- podchwycił Smartbright- Otóż...
- Jak się rozmnażają ?- palnął krzykiem Oto jest pytanie. - Rudzielec rozłożył teatralnie ręce.
- OTÓŻ TO DOBRE PYTANIE. - powiedział nauczyciel z naciskiem.-  Ten proces jest długi i zawiły. Najpierw pani Demon i pani Demon muszą spędzić ze sobą dłuuugą, upooojną noc.- Patrick i inni z tyłu zagwizdali.- Oczywiście poprzednio sperma została wymieszana z wampirzą krwią. I tu się zaczyna cała akcja. Przez 9 miesięcy matkę można żywić tylko i wyłącznie krwią wampira i demona. Po urodzeniu pierwszym posiłkiem na świecie brzdąca jest krew biologicznego ojca, aż do dna.Biologiczny ojciec nie żyje, a demon i wampir bezbrzeżnie w sobie zakochani żyją długo i szczęśliwie wraz ze swoim małym, potężnym dzieciątkiem.
To wszystko brzmiało jak przerażająca historia. 
- Ile ich jest? Ile jest tych demonowampirów? - zapytała Amber.
- Około 6. Rada zabroniła tworzenia ich po tym jak zginęło ponad 30 demonów. Kiedyś było ich wiele, teraz mamy już tylko garsteczkę, około 20. Nie liczymy ich, to nie bydło.
Dzwonek obwiesił koniec lekcji. Wszyscy zebrali nieużywane długopisy i notatniki ( które Smartbright kazał nosić zawsze, a nigdy nic nie pisali , podobno). Wychodziłam, kiedy  Smartbright złapał mnie za ręke. Odwróciłam się i spojrzałam zdumiona na nauczyciela. Chelsea stała nieopodal.
- Chcę, żebyś napisała pracę o demonach i zaprezentowała nam na następnej lekcji. - uniosłam wysoko brew ze zdziwienia. - To twoja jedyna zaległa praca z zeszłego roku, zaliczysz ją i u mnie jesteś czysta. Możesz już odejść.
Chelsea wciąż stała, a gdy wyszłam z sali usłyszałam tylko:
- Panie profesorze...
- Po prostu wyjdź, Chelsea.
Opowiedziałam to Erin. Przez resztę dnia chodziła już uśmiechnięta, w przeciwieństwie do Trish.
Od kilku dni wydaje się być rozdrażniona, zła i nachmurzona. Ale Trish to Trish. W końcu sama nam powie.
***
Znudzona Amber dźgnęła mnie w pierś a ja warknęłam. Była 17.30 a ja dopiero zaczynałam pisać pracę na jutro. Warknęłam na nią, a ona wywróciła oczami.
- Zostaw. Erin? - dziewczyna ściągająca bluzkę popatrzyła na mnie. - Opowiesz mi coś o... swojej.... mocy?
Dziewczyna uśmiechnęła się wrednie i wciągnęła mocno powietrze. Jej naga skóra odsłoniła żebra nad brzuchem. 
Nigdy nie zastanawiałam się nad budową ciała Erin. Była drobna, to jasne. Lubiła się ubierać w czerń, co podkreślało jej białą skórę. Ciekawe, czy kiedykolwiek się opalała? 
W każdym bądź razie ta chudziutka i drobniutka acz wysportowana osóbka zaczęła mi opowiadać jak to jest z demonami.
Próbowałam słuchać i notować po jednym dobry,m, składnym zdaniu, ale Erin mówiła bardzo chaotycznie. Za pewne mi na złość.
- I widzisz.. a podobno z tymi całymi demonowampirami to jest tak, że jedną właściwość mają wzmocnioną... i to jest takie nie fair. - Miałam ochotę ją uderzyć w twarz, że zamiast tego pisałam.- No to skupiam się i przywołuję to o co chcę. Musze pamiętać o ten tego,no... Chcesz chrupka? Nie? No to..- mówiła z pełną buzią.- Myślę o smaku, zapachu, konsystencji innych takich,no i jak daleko to jest. Podobno niektórzy potrafią przywoływać ludzi i zwierzęta, ale nie ja. No, a Martha ...
- Nie mów no - zacisnęłam szczękę. - Wiem, ze robisz to tylko dlatego, by mi dopiec.
Dziewczyna znowu uśmiechnęła się w ten sposób, a znudzona Amber znowu mnie dźgnęła.
- Nie. Dotykaj.- wywróciła oczami. Znowu.
- W każdym bądź razie Martha przejmuje czyjeś wspomnienia. Dlatego właśnie z głową w chmurach, albo jest dziwna, jak dla kogo, w każdym bądź razie widzi co inni myślą, wspominają i śnią. U demonowampirów z tego co wiem można zaobserwować również przewidywanie przyszłości z tej właśnie cechy.
Założyła nogę na nogę i kontynuowała zakładając bluzkę.
-O Lucasie ci nie opowiem, bo on ma to samo co ja. Ale Jared jest interesujący..
- Kto?
- Mój przyrodni brat. - machnęła ręka. - Hipnotyzuje ludzi i wampiry. Może ich zmusić do czego tylko chce, ale trudno jest, gdy są po dymnicy. Wtedy jest okropnie, ale to wciąż możliwe. On i Martha są częściowo związani, on może sprawić, że ktoś zapomni i oddać jej to wspomnienie. To pewnie pozostałości po dzieciństwie. Przecież są bliźniakami. - dziewczyna złapała się przerażona za usta i zaklęła cicho.
Uniosłam wysoko brwi. Nawet nie znałam Jareda, a już mnie zaciekawił. 
Dopisałam pracę. Gotowe !
Amber znowu mnie dźgnęła.
- Zostaw mnie do cholery, nie widzisz co się dzieje. - I znowu. - Zostaw, kurwa !- Na prawdę się zdenerwowałam. Niech zabierze te łapy.
Zrobiła to jeszcze raz, a zaraz potem z jej dłoni zaczęła cieknąć krew. 
- Co do?- zdziwiła się i zaraz zaczęła piszczeć.
Ze środka dłoni wystawała biały kołek wielkości małego palca.
- Ożesz. Wyjmij jej to. Ja w ogóle?
Pomyślałam o puszcze karmy, którą kiedyś przywołałam i o tym, ze to mogło się znowu powtórzyć.
- Nie mogę. Na WOB uczyli nas, że..
- Wyciągaj to !!! - zawyła z bólu Amber, toteż rzuciłam się ku niej i szybko acz ostrożnie wyjęłam drewno.
Dziewczyna zaklęła i poszła po chusteczki. Pod jej stopami znajdowała się okrągła plama krwi, która już ciemniała.
- To było dziwne. - rzuciła zdenerwowana i spojrzała na mnie podejrzewając czegoś.
- Nooo, okropnie. - przyjrzałam się drewnie, które trzymałam w ręku. Miało taki sam kolor jak moje łóżko i szafka nocna. Sosna. 
Uuu. Będzie ją jeszcze bolało. 
Z łazienki można było usłyszeć ciche przekleństwa i otwieranie drzwi do pokoju Chelsea.
- Mhm? Erin, ja wychodzę, - spojrzałam na przyjaciółkę i nagle mi się zrobiło jej żal. Zostawała wiecznie sama i chodziła do Marthy i Trish. Ja byłam z innymi, ona z innymi i Amber z innymi ludźmi ( mówiąc ludzie mam na myśli istoty nadprzyrodzone, oczywiście ).
- Miłej zabawy. - rzuciła znad magazynu, ale jej oczy nie czytały. Myślała na pewno o akcji sprzed 2 minut.
Wyszłam po drodze łapiąc czerwony płaszcz. Był wrzesień i lekko się chmurzyło.