sobota, 7 czerwca 2014

Rozdzial 24.

Moja głowa jest pusta. 

Zdarzenie z Jaredem całkowicie zamąciło mi w głowie. Nigdy więcej nie będę go postrzegać w ten sam sposób, jako dziwnego barta Erin. On.. stał się dla mnie kimś innym.

 Leniwie zsunęłam nogi z łóżka i włożyłam stopy w wygodne, różowe kapcie.

Do pokoju weszła zadyszana Amber.

- Bree!

-Słucham moją piękną przyjaciółkę

-Wołają Cię!- Kto?

- Nasi piękni demoniczni przyjaciele, migiem!- Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć chwyciła w locie sweter wiszący na wieszaku i wychodząc rzuciła.- Jak coś jestem z Tylerem. Nie spodziewaj się mnie szybko. 

Zacisnęłam usta słysząc łomot zamykanych drzwi. Tyler. Jakoś go nie lubię, choć nie bardzo znam. 

Sięgnęłam po komórkę.

- Erin? Gdzie jesteście?

- Boisko, bądź jak najszybciej, zgarnij po drodze Marthę. I chwała, że Ci przekazała, już myślałam, że ta pochłonięta chłoptasiem dziewucha..

Rozłączyłam się w połowie rozmowy i rzuciłam z powrotem na łóżko. Wiem, że Erin będzie zła za tak wredne postąpienie, ale teraz nie miałam ochoty słuchać o Amber i jej sympatii.

Wbiłam się w stare, ale wygodne szare dresy i związałam rude pukle w kucyk. Nie muszę się przejmować wyglądem, na nikim mi nie zależy.

 Po założeniu trampek ruszyłam po Marthę. Żeby dojść do niej, musiałam wejść na inne piętro. Nie ma na co czekać. 

Stając pod drzwiami sypialni dziewcząt zauważyłam kątem oka ruch na korytarzu. Ktoś stał mamrocząc do siebie w kącie.

 - Halo?

Bez reakcji. Należy więc podejść do podejrzanego. 

To była dziewczyna. Pociągnęłam za ramię i moim oczom ukazała się Martha. Martha o niesamowicie czerwonych oczach. 

- Chelsea?

- Nie, to ja, Bree. Ćpałaś coś.

 - Nie,e

 - To nie było pytanie, to było stwierdzenie.  O Boże, dziewczyno.

 Wyciągnęłam ją z kąta i ciągnąc za sobą postawiłam przed lustrem w łazience damskiej. 

- Popatrz na swoje oczy. 

Dziewczyna zmrużyła oczy patrząc na swoje odbicie. Zaraz rozciągnęła usta w uśmiechu i serdecznie ucałowała lustro.Na szybie zostało odbicie szminki. Widząc to dziewczyna dostała ataku śmiechu. 

- No nie, tylko nie to. 

 Zagryzłam zęby próbując wymacać coś podejrzanego w jej kieszeni.

 - Hej, mała, takie rzeczy to po ciemku.- rzuciła i roześmiała się jeszcze głośniej. Wyciągnęłam telefon i paczuszkę. Pustą torebeczkę. Są tez i krople. Unieruchomiłam dziewczynę aplikując jej lekarstwo. 

Wciąż patrzyła na mnie półprzytomnie z uśmiechem. Oczy lekko wyjaśniały, więc wzięłam ją pod ramię i ruszyłam na boisko.

 Jared zauważył nas pierwszy. widząc, że Martha "niedomaga" zabrał ją ode mnie i odszedł z nią na chwilę. Wreszcie wolna od ciężaru dziewczyny zwróciłam się do Smartbrigde'a 

- Słucham? Wołał mnie pan. 

- Ależ owszem. Proszę z nami poćwiczyć. 

Ustawiłam się w rzędzie, gdy wróciło rodzeństwo. Bree i ja na początek, niech wszyscy patrzą.

Brwi automatycznie podjechały mi ku górze w geście podejrzenia. No ale nic, stawiłam się do walki z nauczycielem.

- Zaczynaj. - Rozkazał.

Dobra, ale jak.

Otumaniona zdjęłam trampka i rzuciłam nim z impetem w nauczyciela. But odbił się od powietrza tuż przed jego brzuchem. 

- Monet, co to mialo być? - zapytał zdziwiony. 

- Lepiej niech pan zacznie- krzyknęłam urażona. 

Nacisk położył mnie na kolana, czułam ciśnienie rozsadzające moją głową. Złapałam się przerażona za czaszkę. W ustach znalazła się woda. Tonę, tonę!

- Niech pan przestanie! - zadarł się ktoś z lewej. A może z prawej? Nie jestem pewna, czy nawet ktoś coś mówił. 

Cudem oderwałam dłonie od ciała i uniosłam ręce w geście poddania. Moje ciało poderwało się do góry, ucisk głowy zelżał, ale w ustach wciąż była woda. 

-No dalej! Broń się!- zagrzmiał Smartbridge.

Spojrzałam błagalnie na grupkę znajomych, którzy mogli mi pomóc. Żadne z nich tego nie zrobiło,. Patrzyli z przerażeniem na działania profesora. 

- STOP, WIĘCEJ NIE ZNIESIE!- krzyknęła Erin ze łzami w oczach. Moje gałki oczne już podchodziły ku górze, kiedy instruktor puścił mnie z morderczego uścisku. 

Spojrzał na mnie z dezaprobatą i rzucił lekko

- Nie spisałaś się, Monet. A TERAZ DO ROBOTY, JARED I ERIN, JA BIORĘ LUCASA, MARTHA DO BREE. 

Wyplułam zgromadzoną w organiźmie wodę błagając Marthę o jeszcze sekundę. 

Patrzyła na mnie oszołomiona. Kiedy wreszcie wstałam na drżących nogach, dziewczyna bez słowa podeszła do mnie i wyszeptała mi do ucha "Czeka Cię niebezpieczeństwo" Złapała mnie za rękę,a mi przed oczami stanął obraz krwi. Wszędzie widziałam czerwoną posokę i moje ciało. Rozerwane. Człowiek w czerni stał trzymając moją głowę za włosy. 

Odepchnęłam dziewczynę przestraszona. Jej oczy były całkowicie białe. Zamrugała kilkukrotnie i jej spojówki wróciły do normy, Uśmiechnęła się zachęcająco 

- To co, zaczynamy?

- Co to było?

- Ale co?

- To przed chwilą.

 - Czekałam aż się pozbierasz oczywiście. 

- Nie to. To twoje... nieważne. Wygrałaś.

 - Ale przecież my nie..

 - HALO, PROFESORZE, TU ZAKOŃCZONE, WYGRAŁA MARTHA.

 Instruktor spojrzał na mnie z niekrytą nienawiścią. 

- Lucas, idź tam.

 Chłopak stanął metr ode mnie i popatrzył na mnie z litością. 

- Wygrałaś? 

Uśmiechnęłam się uroczo. 

- Nie, ty, to twoje zajęcia, lepiej, żebyś ty wygrał.

 Zmrużył oczy i upadł na kolana. 

- POMOCY! KOŃCZ TĘ KATORGIĘ, KOBIETO!

Kolejny był Jared. Z nim umówiłam się na remis, co nie pocieszyło nauczyciela.

Walkę z Erin mi odpuszczono, ale odchodząc profesor warknął na mnie

- Następnym razem spodziewam się po tobie czegoś więcej, Bree. 

Następnym razem? Jasne, po co żyć 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz